poniedziałek, 27 lutego 2012

Hair


Po raz drugim jestem goście w hipisowskiej komunie , w którą zmienia się gościnna scena wrocławskiego teatru Capitol. Boje się , że nie jest to mój ostatni raz.

Konrad Imiela w słynnym , broadwayowskim "Hair" pokazał trudną sztukę - rozśmieszenia widza tak , aby zaczął myśleć o rzeczach ważnych . Spektakl jest o nas , w życiowych wyborach , próbach ucieczki przed systemem .W każdym z nas jest potrzeby wolności , która tak samo jak głównego bohatera coraz rzadziej wciska nas w wojskowy mundur , a coraz częściej w na miarę skrojony garnitur.
"Hair to ciągły konflikt - a to światów , gdzie żywcem wyrwany z czasów rewolucji francuskiej 
Tomasz Leszczyński próbuje zrozumieć młodych hipisów , którzy nie znają ograniczeń - piją , palą , błogosławią narkotyki  i nie ograniczają  się w miłości , a to Claudea Bukowskiego z samym sobą , który nie wie , czy chce być hipisem walczącym o pokój na świcie , czy żołnierzem USA walczącym w Wietnamie . Walka trwa dalej , w halucynacji Clauda walczą już wszyscy , niezależnie od religii , wieku , czy narodowości zabijamy siebie na wzajem . Wśród kolorowych strojów śmierć nie ma końca - kiedy na dzięki na dźwięk wyśpiewanych słów "gniemy " padają jak od strzałów kolejne postacie na scenie , ja na widowni padam z wrażenia . Po chwili wstaje , na równe nogi , do oklasków na dźwięk "Let the Sunshine" .  Bohaterom spektaklu nie udało się zmienić świata , mi udało się wyjść z Capitolu z myślą , że sztuka może. 


Aha! Nie powiem nic o obsadzie spektaklu , bo jestem nieobiektywna - widzę tylko Bergera. W 2005 roku Bartosz Picher dostał nagrodzę za "  najbardziej elektryzującą rolę męską " . W 2012 nadal elektryzuje.  



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz