poniedziałek, 19 grudnia 2011

80 milionów


         Po "Bitwie Warszawskiej" na "80 milionów" idę z lekkim przerażeniem i żelaznym postanowieniem : jeżeli to kolejny film z serii " wyjście z lekcji WOS dla gimnazjum i szkół średnich" , oszaleje. Dzięki Bogu , nie oszalałam.
         Chociaż mamy film z historią . Tytułowe 80 milinów mają przejąć z dolnośląskiego banku młodzi solidarnościowcy na kilka dni przed ogłoszeniem stanu wojennego . Boją się, że jeżeli oni tego nie zrobią , zrobi to władza i pieniądze przepadną . Udaje się , ale nie bez konsekwencji . 
          Mimo tego , że film ma wyraźny , czarno biały podział bohaterów na dobrych i złych , nie jest banalny . Podawana jest nam dobrze złożona , wciągająca historia składająca się z wielu wątków . Smaku dodają nazwiska , widywany na co dzień w programach politycznych ( Frasyniuk , Pinior).
          Jak to przy tak głośnych produkcjach bywa , zebrała się polska aktorska śmietanka : Bobek (chociaż tego niestety więcej widać na plakatach w mieście niż w samym filmie), Bohosiewicz , Państwo Frycz , Grochowska , Ferency , Globisz . Na mnie największe wrażenie zrobiły dwie kreacje . Pierwsza ( i to nie ze słabości do nazwiska ) to Piotr Głowacki , czyli rewelacyjny kapitan Sobczak , który przeraża , irytuje i rozśmiesza chyba każdego.Genialna kreacja! Dowód na to , że dobrych aktorów nie znajdzie się w kronikach towarzyskich .  Druga to Marcin Bosak , który czyni ten film absolutnie nie szkolnym , chociażby informując swoją kochankę- agentkę , że "miło było pierdolić UBcję ".

Mi osobiście miło było oglądać . Oglądać polski film z historią i o historii . Oglądać polski film który zaskakuje i wciąga , który zachwyca i przekonuje . Nie mogę uwierzyć , ale było mi miło .





poniedziałek, 21 listopada 2011

Listy do M.


       Długo się zastanawiałam dlaczego Boże Narodzenie ktoś wkomponował właśnie w zimę . Z czysto praktycznego punktu widzenia jest to bez sensu - śnieg , lód , a ja już widzę siebie jako mistrzynie jazdy figurowej na lodzie z torbę z prezentami w jednej ręce i świątecznym karpiem w drugiej. W końcu pewnego dnia oświeciło mnie - święta są zimną po to , bo inaczej człowiek z braku światła i nadziei by się zabił. Z dokładnie takiego samego powodu powstają takie filmy .
      Listy do M. to typowy , zimowy cukierek . Zresztą , nie ma co mówić . całkiem smaczny. Smaku dodaje mu ekipa dość rzadko widywana w komediach romantycznych : Agnieszka Wagner , Roma Gąsiorowska , Wojciech Malajkat , a przyprawiają czołowe polskie nazwiska : Adamczyk , Karolak , Stuhr , Małaszyński , Dygant.
      Fabuła filmu to przeplatające się wątki , życiorysy bohaterów , które łączą się w całość . Uczucia , które w wieczór wigilijny dotykają nas najbardziej : samotności , miłość , wspomnienia ,narodziny ale też problemy , które w ten świąteczny czas są jakieś mocniejsze ( strata dziecka , homofobia , alkoholizm) i zaburzają spokój tego wieczoru. Świątecznym akcentem jest też to , że historia wszystkich bohaterów kończą się szczęśliwie.
      Listy do M. nie są przełomem w polskim kinie , jednak ten seans jest na pewno miło spędzonym czasem w te znienawidzone , zimne wieczory . Byle do Świąt...

poniedziałek, 14 listopada 2011

Białe Małżeństwo


Siedząc na widowni Teatru Współczesnego , najbardziej się dziwie , że nic mnie nie dziwi. Współczesne Różewiczowi skandale dla mnie są chlebem powszednim. Bo co jest dziwnego w scenie rozpoczynającej , gdzie przyjaciółki poznają tajniki swojego ciała z książki rodziców . Chyba jedynie to , że robią to w tajemnicy .O wiele bardziej bulwersuje fakt , że rodzice czytają pamiętnik córki. 

Tematem aktualnym do dziś jest na pewno przedmiotowe traktowanie kobiety , z którym tak usilnie walczy Paulinka , przyjaciółka głównej bohaterki . Cierpi , że uczyniono z niej "laleczkę z porcelany " , choć jest takim samym człowiekiem jak mężczyzna , że wymaga się od niej wyzbycia ludzkich zachowań , na co mężczyźnie bez wstydu się pozwala . Boli ją to , że Biankę wydadzą za mąż za obcego mężczyznę , tylko po to , żeby się jej pozbyć . Z drugiej strony jednak , jest na tyle przebiegła , żeby swoją kobiecość wykorzystywać i w stosunku do dziewiczego narzeczonego blanki i do swojego zrozpaczonego własną seksualnością dziadka .

Zresztą z seksem to akurat każdy z bohaterów ma problem . I matka , która ma zbyt oziębły temperament względem rozbuchanego ojca . I ciotka , która z samotności uwodzi narzeczonego siostrzenicy. Ojciec , którego pożądanie ciągnie do każdej kobiety , z służącą włącznie . Do tego wszystkiego jeszcze Ben , narzeczony Bianki , który ma obawy , bo "jeszcze nigdy" i dziadek , który ma obawy , że "już nigdy" . A do tego wszystkiego Bianka.

I to właśnie Bianka jest postacią która mnie zdziwiła, że nie przeraziła . Erotycznie zainteresowana bardziej przyjaciółką Pauliną , która zdradza narzeczonemu niewygodne fakty z życia dziewczyny. Niepogodzona ze swoją kobiecością , odrzucona przez ojca który pragnął syna , sama nie wie , kim jest . W efekcie nie potrafi zaufać mężowi , któremu proponuje białe małżeństwo , żeby potem , po latach , wyznać prawdę .
Może ta androgyniczność Bianki nie przeraża , bo jest dla nas codzienna . Zmiana płci , homoseksualizm , transseksualizm nie jest dla mnie tematem tabu , a świadomym wyborem ludzi . Dlatego mnie , młodszą koleżankę Bianki , nie przeraża i nie dziwi ona tak , jak Paulinę .
I tak od emocji do techniki , zachwyciła mnie scenografia . Woda , deszcze , dym , mgła , scenografia rodem ze spektakli Piny Baush włącznie z tancerkami . Magia!

poniedziałek, 31 października 2011

Dług

Zemsta ma swoją cenę

- Raczej na faktach , przynajmniej wszystko na to wskazuję - powiedziałam wychodząc z kina . Panie Madden , dałam się nabrać jak dziecko . Jednak jest to historia , w którą trudno nie uwierzyć .

Trójka agentów Mossadu , bohaterów Izraela , nosi w sobie brzemię kłamstwa . Widzą , że honory należą im się niesłusznie . Są już jednak za bardzo zaplątani w swoją historię , żeby teraz dać się zdemaskować . Stracili by wszystko . Kiedy urealnia się szansa , że prawda wyjdzie na jaw , w panice wracają do czasów , kiedy wszystko się zaczęło . Historia dzieje się na dwóch poziomach - teraźniejszym i przeszłym .

Mimo tego co się może wydawać nie jest to kino akcji . Jest to za to film o strachu . Najpierw strachu o własne życie , próbujących schwytać i przetrzymujących zbrodniarza wojennego bohaterach , potem o strachu w własną godność . Przeplatana mocno uczuciową historią o miłości , która nie przebija się nachalnie na pierwszy plan , ale wzrusza . 

Film ma w sobie to , czego oczekuję od kina - że wychodząc z seansu myślę o filmie jeszcze długo . Piękne jest też to , że bohaterowie wybierają prawdę . Jakąkolwiek cenę za prawdę nie przyjdzie im zapłacić . 

sobota, 29 października 2011

Bitwa Warszawska


       Czyli na naszych oczach dzieje się historia. Co prawda nie koniecznie ta z 1920, bo tą już zna każdy , bardziej ta filmowa , współczesna . Przed państwem pierwsze , polskie , narodowe 3D.
        Zacznę od tego że chwalę i szanuję Pana Hoffmana za podstęp , bo jak inaczej nazwać najnowszą technologię w filmie historycznym ? I stąd mamy w kinie pełną salę ludzi w każdym wieku , którzy , chcąc nie chcąc historii zaczerpną , jak bardzo by się nie opierali . Brawo. 
        Poza tym , nie licząc trzeciego wymiaru , ja już wszystko widziałam . Główna historia taka jak w "Ogniem i mieczem" , taka jak w "Potopie" , taka jak w większości rodzimych produkcji historycznych. Obsada taka jak w większości rodzimych produkcji jakichkolwiek - Szyc przychodzi , odchodzi , wraca , rzuca , zostawia , a Natasza Urbańska (jak sama śpiewa ) ran mu nie godna całować - cytując klasyka . Nowego nic. 
       Ratunek w dwóch , dość drugoplanowych nazwiskach - Adam Ferency i Łukasz Garlicki . Ferency  , za kreacje Czekisty komisarza Bykowskiego , który niesamowitą charyzmą wybija się nie pierwszy plan , ponad ckliwą historię miłosną . Garlicki , w roli księdza , który wzrusza i powala patriotyczną postawą . Gdyby nie oni , zapomniałabym o tym filmie zaraz po zamknięciu drzwi sali kinowej . 
       Film mnie osobiście zmieszał , bo z jednej strony jestem za takim kinem , propagowaniem historii i edukowaniem nas z nas samych. Jak by nie spojrzeć wychodzimy z takiego filmu bogatsi . Z drugiej strony , chcę oglądać historie zmyślone tak , żeby dało się w nie wierzyć . Tu nie uwierzyłam.

sobota, 22 października 2011

Ścigając Zło


            Od pierwszego wejrzenia w plakat "Ścigając zło" chciałam to zrobić . Nigdy nie znalazłam jednak odpowiedniej okazji . Aż tu naglę , rzutem , siedzę w fotelu widowni uzbrojona w bilet . Kurtyna w górę , przedostatni pokaz czas zacząć . Uff , zdążyłam!
             Po pierwsze: zdziwi się ten , kto spodziewał się klasycznej , musicalowej historii opowiedzianej przez muzykę i taniec dodając do tego wokal i grę aktorską . Tu mamy bardziej rewię taneczną z muzyką na żywo ,  następującą po sobie , bez związku . Może nawet trochę tej spójności , historii tu brakuje
             Jest i Bond: wciela się w niego Piotr Saul , który bezwzględnie wykorzystuje wszystkie swoje umiejętności do obezwładnia publiczności. Osobiście staram się wyobrażać sobie maszynę do zabijania jak najrzadziej , ale od dziś tańczy ona Robot-dance.
                 Mamy też Bondowską muzykę , trochę w wersjach Rafała Dziwisza , trochę w oryginale. Mi najprzyjemniej słuchało się interpretacji  Elżbiety Romanowskiej , która zauroczyła mnie głosem już w Hair. Oklaski należą się też zespołowi tanecznemu  i choreografowi , ale to przecież Capitol.
                  Dla mnie ten spektakl ma dodatkowego , niemego bohatera . Jest nim Anna Chadaj , odpowiedzialna za kostiumy , bo to dzięki niej , mamy Dziewczyny Bonda w środku Wrocławia.
                 Ta rewia jest przede wszystkim dla tych , którzy szukają tańca i muzyki . Oni wyjdą z teatru zadowoleni . Rozczarować mogę się ci , którzy liczyli na przesłanie zmieniające ich życie. Bo jest tylko Bond.






PS. Ściskając bilet w ręku , patrzyłam na scenę z budującą myślą , że tańca uczyłam się od mistrzów. Mina mi zrzedła , kiedy pomyślałam że nawet mistrzowie niewiele zdołali mnie nauczyć.


       

poniedziałek, 17 października 2011

o żałowaniu

- Idziemy się wygrzać ! Wrócimy do domu i będziemy żałować , że nie chodziliśmy - wydzielam zadanie mojej jednoosobowej brygadzie szturmującej plażę .
Wakacje nie były tak dawno , a ja już żałuję , że na plażę szłam tak wolno .


Fuerteventura czyli hiszpańska wyspa wiatrów wiatrem mnie akurat nie zaskoczyła , bardziej tym , o czym nie piszą w przewodniku . O ile o Mistrzostwa Świata w Windsurfing wyspę można podejrzewać to politykę prokociom już mniej . 
Nie da się ukryć że klimat taki , jak w przewodnikach (suchy , upalny , temperatury dochodzące do 30stopni we wrześniu. Przed poparzeniami słonecznymi człowiek się nie uchowa , nawet jakby nie wychodził z hotelu między 6 a 22. Jest to swego rodzaju plus dla pań ,ponieważ z okazji przesuszej skóry można bez wyrzutów sumienia zaopatrzyć się w krem z aloesem , z którego słynie wyspa ) .
Plaże takie , jak w przewodnikach (podobno szerokie i piaszczyste , a gdzieniegdzie klify - podobno , bo akurat ja widziałam wyłącznie szerokie i kamieniste klify , a gdzieniegdzie sztuczna plaże nawianą z Sahary )
i ocean taki , jak w przewodnikach (atlantycki , to się chyba nawet zgadza) .
Wulkan taki , jak na zdjęciach ( podobno wygasły , przynajmniej do wczoraj , ale cholera tam wie z wulkanami. Dla amatorów mocnych wrażeń na sąsiedniej wyspie Lanzarote są czynne , więc wybuchowe wakacje gwarantowane.)
 Bardziej nie wiem , skąd w tym wszystkim jest kot ?




 Chociaż te nie mają na co narzekać , bo choć jest ich pełno , raczej przypominają domowe mruczki niż podwórkowe dzikusy . Trzeba tylko być ciągle czujnym , bo wykorzystują chwilę nieuwagi , i bezpardonowo wprowadzają się ofierze do domku . (Wiem , bo z natury jestem nieuważna)




PS.Chociaż nawet jeśli nie kot , to człowiek na upartego zawsze znajdzie coś , żeby pogłaskać;)



sobota, 15 października 2011

Baby są jakieś inne


"Ja nie wiem jakim mam być mężczyzną ! Więc jestem chłopcem " 
   
        Myślę że pomysłowość tego filmu polega na tym , że Koterski z Miauczyńskim na to wpadli . Wpadli na to że można zrobić film , w którym mężczyzna mówi , dopuścić go do głosu , a on opowiada o kobietach i sobie. O ich zmianach , rewolucjach , o tym co go wkurza i co go cieszy . Za co je kocha , a za co nienawidzi do szpiku kości . Mówi , że chce być kochany i chce żeby ona czuła się kochana i akceptowana . Mimo nienawiści ,bez baby nie miałby po co wstawać z łóżka. Bo wszystko robi dla kobiety . Najpierw dla matki , potem dla żony , którą już ma , żeby nie doszła , a jak już odejdzie , to dla nowej , żeby na nią zasłużyć . Film nie walczy ze stereotypami , kładzie je nam na tacy . Sami musimy ocenić czy warto w nie wierzyć. Czasem się śmiejemy z nich i ze sposobu ich pokazania , bo to przecież  Koterski . Tendencja jest taka , że najpierw śmieją się kobiety . Trochę z siebie . Potem śmieją się mężczyźni . Zupełnie z siebie. Na końcu nie śmieje się już nikt , bo dotykamy tematu , gdzie nikomu nie jest do śmiechu.
        Nie , kompletnie nie razi mnie język. Podoba mi się ,że Woronowicz z Więckiewiczem rozmawiają jak chłopy o babach , nie wysilając się na sztuczność i elokwencje . Nie , nie denerwuję się brakiem zmian w scenerii . O rzeczach ważnych nie można mówić obsypując bohatera cekinami i robiąc akcje z Jamesa Bonda . Wtedy tych ważnych rzeczy nikt nie usłyszy.

czwartek, 13 października 2011

Dziewczyny z Rijadu



"Coraz więcej z tych kobiet powoli zaczyna iść swoją drogą – nie zachodnią, ale taką, która pozwala im zachować to, co wartościowe z religii i kultury, jednocześnie wprowadzając  w niej pewne zmiany”


   Myślę , że takie książki powstają głównie po to , aby odczarować europejczykom kulturę muzułmańską. Nie bez powodu , bo nam wszystkie , ale to wszystkie arabskie kraje kojarzą się z burką , bombą i fanatyzmem. Jednak mentalność tam , tak jak wszędzie indziej , zmienia się.
   Radża as-Sania chce pokazać ten świat od wewnątrz , może mniej od kuchni , ale zdecydowanie bardziej od sypialni . Na dodatek, też tej w akademiku , bo jej przyjaciółki studiują , pracują , chcą zostać lekarzem czy prawnikiem . Zgrabnie i bez skandalu łączą życie studentek z byciem poprawnymi wyznawczyniami Islamu .
    Oczywiście , nie spodziewajmy się cudów ! Kobiety dalej (choć w Arabii Saudyjskiej nie na taką skale jak w innych , bardziej konserwatywnych krajach) wchodzą w aranżowane małżeństwa , masowo rodzą dzieci i są oddane mężczyźnie . Te bardziej zagorzałe nie mogę umawiać się na randki przed ślubem , dlatego w prezencie zaręczynowym zamiast brylantu , dostają telefon komórkowy . Nie przeszkadza im to jednak w braniu tabletek antykoncepcyjnych czy kupowaniu koronkowej bielizny , oczywiście już po ślubie. 
     Polecam przeczytać tą książkę wszystkim zapętlonym , którzy globalnie patrzą na świat arabski , jako ciemny i pozbawiony emocji , bo tam też są ludzie. Ludzie , którzy kochają i cierpią z przyziemnych powodów.  

niedziela, 9 października 2011

Tarantula


       "Stałeś się jeńcem pająka"


- Ale poważnie? - pytam setny raz sprzedawce w księgarni , bo nie wierzę.
- Poważnie , mamy tylko to
Wychodzę ze sklepu z książką , która spokojnie zmieściłaby mi się w tylną kieszeń spodni . Jak to możliwe, że taka książeczka zainspirowała Almondovara do stworzenia wielowarstwowego , wielowątkowego i dobitnie szczegółowego filmu ? No nic , postanawiam zaryzykować, poszukać plusów. Pierwszy który widzę , to że pod ciężarem lektury nie zerwie mi się torba i kręgosłup.
            "Skórę w której żyję " ciężko tak na prawdę nazwać ekranizacją "Tarantuli" . Książka jest lekką inspiracją, którą autor filmu wkłada w nową rzeczywistość . Trudno nawet powiedzieć , czy z powodzeniem
             Vincent zostaje porwany przez Tarantulę , jak nazywa swoje oprawcę . Chłopak wyzbywa się wszelkiego człowieczeństwa . Je Panu z ręki , chodzi nago , mieszka w ciemnym pokoju . Przestaje być człowiekiem , żeby Pan mógł ulepić go na nowo , dać mu nową tożsamość , stworzyć na własny pomysł . Kiedy otrze się o śmierć, będzie wdzięczny Panu , że go ocalił .
             Ta nowa tożsamość , to Ewa . Kobieta idealna , stworzona na zamówienie , wzbudzająca zazdrość w kobietach i podziw w mężczyznach . Nowa tożsamość to też centrum nienawiści Tarantuli , który swoimi niewybrednymi metodami karze Ewe za błędy Vincenta .
              Jednak nie ma kary bez winy , a samemu trudno stwierdzić , kto jest ofiarą . Trudno się dziwić ojcu , który sam wychowuje córkę noszącą traumę po tragicznie zmarłej matce , że chce się mścić za wyrządzoną jej krzywdę . On chce żeby sprawca poczuł to , co gwałcona nastolatka , która oszalała po tragicznej historii . Tylko w okazywaniu tego samego bólu jest zbyt dosłowny , zbyt brutalny.
              Książka jest napisana językiem mocno reporterskim , pozbawionym emocji , sucho przedstawiającym fakty . Bo skąd wziąć uczucia w literach , skoro nie mają ich nawet bohaterowie?

piątek, 7 października 2011

Agata

Sesja z Agatą Podwysocką ;)




To tylko sex


"Najpierw jest sex bez emocji , potem są emocje bez seksu"


             Nie wiem , dokąd to prowadzi , ale cosezonowe komedie romantyczne zostały z powodzeniem wyparte przez komedie erotyczne . Po "Miłość i inne używki " i "SexStory" nadszedł czas na "To tylko sex" . Co najniebezpieczniejsze , dobry!
            Może gdyby Jamie i Dylan byli trochę mniej zniechęceni do miłości , trochę mnie zapędzeni w karierze i mieli trochę więcej czasu umówiliby się na randkę . Jednak zdecydowanie nie mają jak . Jamie sama znajduję Dylana , jako łowca głów , lecz pewnie nigdy z takim "chłopcem z Los Angeles" na randkę by nie poszła . Zupełnie co innego , jeżeli z takim "chłopcem z Los Angeles" można napić się piwa wieczorem . Mieć kumpla w wielkim mieście to fajna sprawa , zwłaszcza z perspektywy Dylana , który przeprowadza się do Nowego Jorku jako dobrze zapowiadający się dyrektor artystyczny . A jeżeli już ma się kumpla , który jest kobietą , to czemu nie sex? W końcu to takie naturalne , tylko ludzie dorobili do tego ideologie. Właśnie tak , zaczynami się przyjaźnić . Z dodatkami.
            Jeżeli coś można podpatrzeć u bohaterów , to chyba stosunek do siebie . Od razu opowiadają o sobie od najprawdziwszej strony , jacy są , a jacy zdecydowanie nie są , co mają , a czego im brakuje . Początek znajomości , wcale nie jest , jak w piosence , czasem udawania że wszystko co ludzkie jest nam obce. Może to właśnie prawda jest sposobem na uniknięcie rozczarowania .
            Film na pewno jest komedią , patrząc na niego pod kątem , że widz się śmieje .  Czasami nawet wzrusza , bo tak na prawdę , czy sex pojawia się podczas miłości , czy miłość podczas sexu , ma jakieś znaczenie?

wtorek, 4 października 2011

Pina

" Nie jest ważne jak się poruszacie , tylko co was porusza"


       Na technologie 3D jestem uczulona . Obraz który wylewa się na mnie z ekranu powoduje u mnie zawroty głowy i rozpacz . Unikam takiego kina jak ognia , wybierając klasyczny obraz zamknięty w ekranie . Piny jednak nie da się zamknąć w ramy .
       Bo to właśnie Pina Bausch tworzy pierwszy teatr tańca współczesnego o międzynarodowym znaczeniu , to właśnie ona wypełnia scenę kamiennymi głazami , ona inspiruje Pedro Almondovara do stworzenia filmu " Porozmawiaj z nią " . Osobowość i historia tańca w jednej osobie . 
       Film na pewno rozczaruje widza , dla którego po serii "Step-up" czy nawet "Czarnym Łabędziu" taniec stał się miłym dodatkiem do pewnej fabuły filmu . Taniec jest tu główny i kluczowy , prawie nie padają słowa , za to padają emocje . Obraz tańca nowoczesnego ,którego Pina Bausch była prekursorką jest pokazany na najwyższym poziomie z duszą i perfekcją naturalną dla autorki . 
       Win Wenders ,który tworzy pierwszy dokumentalny film w 3D nie oszczędza na szczegółach . "Pina" której akcja dzieje się na ulicach Berlina jest przede wszystkim pięknym obrazem , dopracowanym , barwnym i emocjonalnym . U miłośników tańca zawroty głowy gwarantowane i to w najmniejszym stopniu od 3d.

niedziela, 2 października 2011

Musiałam odejść




"Jak można kochać człowieka , którego nienawidzi cały świat?"

            Książka Jean Sesson , która postanowiła spisać wspomnienia pierwszej żony i czwartego syna Osamy Bin Ladena jest kontrowersyjna w samym swym zamyśle . Autor wprowadza nas , przez otwarte ręką najbliższych drzwi ,do świata wroga publicznego . Poznajemy zwyczaje , wiemy jak śpi i je człowiek , którego społeczeństwo nienawidzi jak Hitlera .I ma za co . 
           Z perspektywy człowieka minimalnie zapoznanego i oswojonego z realiami życia w kulturze wschodu książka jest mało odkrywcza. Bo czy kogoś takiego jeszcze dziwi , że 15letnia Nadżawa wychodzi za mąż, za swojego 17letniego kuzyna? Że po ślubie zasłania twarz i pozwala oglądać się jedynie mężowi ? Ta kobieta żyje tak , jak mnóstwo jej rodaczek . Z tym wyjątkiem , że na dźwięk jej nazwiska drży większość ludzi na całym świecie . Ona jednak potrafi widza zaskoczyć , opisując swojego męża jako człowieka troskliwego , któremu bezgranicznie ufa , którego kocha i któremu urodziła jedenaścioro dzieci i niegdy nie zwątpiła w jego słowa . Jako człowieka którego nigdy nie nie bała i na którego nie powiedziała złego słowa , a nie bała się przede wszystkim dlatego że nie wiedziała o nim zupełnie nic .
            Z innej strony ojca obserwuje syn Osamy , którego te zdołał wciągnąć w tryby swojej śmiercionośnej   maszyny . To on oprowadza nas po obozach szkoleniowych ojca , cytuje rozmowy mudżahedniów i uświadamia , że jego Bin Laden tak samo jak nienawidzony jest przez "naszych" , kochany jest przez "swoich" , którzy marzą o tym aby stać po jego stronie , nawet ja by zapłacić mieli za to najwyższą cenę. Omar pokazuje też zło w czystej postaci , jakie reprezentuje jego ojciec . Kim może być człowiek , który zabrania własnym dzieciom kupować leki na astmę , który zmusza ich do spania na pustyni , zabrania uśmiechu, namawia do samobójczej śmierci ?
           Domyślam się , że ta książka nabrała znaczenia po śmierci Osamy Bin Ladena . Nie ma w niej jak na moje oko nic , czym człowiek może być zaszokowany lub czegoś , czego się po bohaterze o którym mowa nie spodziewał . Jest na pewno lekkim wprowadzeniem do kultury wschodu . Na pewno jest to książka "dla każdego " i chociaż nie wiem czy warto ją przeczytać , to z własnego doświadczenia wiem , gdzie nie warto jej czytać : w samolocie...

czwartek, 29 września 2011

Skóra , w której żyję.


          Na liście mężczyzn powodujących u mnie dreszcze Pedro Almodóvar od lat ma swoje miejsce . Przede wszystkim dlatego , że od nie rozwija ludzkiej wyobraźni , on ją przekracza. 
          Po zobaczeniu nowego obrazu mistrza , pierwszy raz nie żałowałam nieprzeczytanej książki . Odebrałabym sobie tylko przyjemność domyślania i trzymania w napięciu . Kim jest Vera? Skąd bierze się lęk , zamknięcie , odizolowanie , ale też miłość i zapatrzenie w swojego oprawcę ? Kim jest lekarz , który jest w stanie eksperymentować na człowieku i skąd bierze się jego nienawiść ? Jaką tajemnice skrywa gosposia , która pragnie śmierci Very.
          Gdy dostaje odpowiedz nie jestem rozczarowana , jestem zdziwiona . Zdziwiona w sposób , w który lubię widzieć kino - historii , której się nie spodziewam , nie wyobrażam sobie .
           Koniecznie trzeba wspomnieć o aktorach! 
Anaya i Jan Cornet pokazują tak dotkliwie dramat człowieka uwięzionego we własnej seksualności , że w głowie pojawiają się myśli "co by było gdyby?".Almondovar zaraża miłością do Banderasa , na którego widok będę miała przed oczami wzrok chirurga-psychopaty , a nie motyw muzyczny z "Desperado" w uszach .
           W moim osobistym rankingu film znajduje się w kategorii "Porywa"

PS. "Tarantula" , która była inspiracją filmu , już czeka w biblioteczce na swoja kolej . Ja też na nią czekam !

sobota, 3 września 2011

Z głowy...



         Pewnie nie łatwo jest być człowiekiem ,który przeżył Polskę w tylu wymiarach . Janusz Głowacki , w autobiografii  " Z Głowy" pokazuje szare czasy wojny , stanu wojennego czy PRL w kolorze . Przeciętny czytelnik nie spodziwa się zbytnio , że na wojnie można zgubić żółwia , że PRL może i był straszny , ale przyznajmniej był śmieszny , a na emigracje lepiej zabrać coś więcej niż "głęboki kompleks prowincji, maskowany pychą", bo może się przydać .
         Autor opisuje swoje życie , wzloty i upadki w sposób prześmiewczy , nie szczędząc ironii . Opowiada o trudach emigracji , trudach miłości ( zwłaszcza, gdy kobiet jest więcej niż jedna) , próbach odnalezienia w sobie talentu do czekokolwiek , co wydaje się sprawą trudna w jego życiu . Bohater wydaje nam się być trochę pchany przez los , trochę przez ludzi , a sukcesy odnosi całkiem przypadkiem . Nie ma w tym pychy , częstej przy autobiografiach , jest za to dużo nonszalancji i lekkości .
        " Z głowy " jest też książką o ludzich . Tych napotykanych przypadkiem , jak i ciągle obecnych . Losy matki autora śledzimy od jego narodzin aż do śmierci , portret córki Zuzi też mamy zarysowany dokładnie . Nie mniej interesujące są postaci poboczne - mieszkańcy parku , czy znajomych kryptoinwalida .
        Młodemu , nie mającemu doczynienia z opowiadanymi momentami histori , Głowacki pokazuje , że zawsze istnieli ludzi z krwi i kości , nie tylko bohateterowie znani z heroicznych czynów , ale też przciętniacy pijący wódkę na Nowym Świecie.
        Na dodatek , komentując rzeczywistość autor "Rejsu" dodaje , że " Rejsu 2 " nie da się już nakręcić , bo w aktualnej Polsce nie ma już się z czego śmiać.  

poniedziałek, 22 sierpnia 2011

Szfowie - Wrogowie


Wybierajac film na niedzielny wieczór raczej  rzadko stawiam na ciężkie kino . Zamiast tego wolę komedie , co do której mam perwersyjnie wysokie wymagania - ma być śmieszna . Często okazuje się , że na kino z USA nie ma co liczyć , a nawet sporo się ryzykuje - po hitach w stylu KacVegas do dziś nie jestem sobą

"Szefowie" , mocno mnie zdziwili - byli śmieszni! Sam pomysł filmu - plan pozbycia sie szefa , przeszedł przez głowę chyba każdemu szanującemu się pracownikowi . Nasi bohaterowie posuwają się nieco dalej , wynajmują płatnego przestępce . Bo niby jak , w inny sposób , pozbyć się Pana Wszyscyniedorastaciemidopięt , molestującej (choć tu bohater spotyka się z lekkim niezrozumieniem wsród publiczności) szefowiej czy Zawodowego Syna? Odpowiedz na pytanie zaskakuje nie tylko bohaterów , ale co w amerykańskich komediach zaskakujące , zaskakuje widza!

Plusem filmu jest obsada - Kevin Spacey , Jennifer Aniston i Colin Farrell w komedia

Nie mówie , że wyszłam z kina lepszym człowiekiem , bardziej wrażliwym i wyrozumiałym , ale na  pewno bardziej uśmiechniętym :)

 

sobota, 20 sierpnia 2011